-Harry, co powiesz na wycieczkę do Polski? - zapytałem z nagłym przypływem energii.
-Dlaczego Ci tak kurwa zależy? - zapytał i zmarszczył brwi.
-Bo ja chyba serio się zakochałem - odpowiedziałem drapiąc się po karku.
-Weź stoperan - powiedział pewnie mój przyjaciel. Co mu znowu odpierdala?
-Po co? - zapytałem zdziwiony, marszcząc przy tym brwi.
-Bo chyba Cię posrało - jak widać dowcip mu się zaostrzył.
-Lecisz ze mną czy mam lecieć sam? - nie mam teraz czasu na jego humory. Potem może być dla mnie za późno, o ile już nie jest.
-Przecież ty nawet nie wiesz gdzie jej szukać. Polska to kraj a nie miasto - jest w tym trochę racji, ale ja nie zamierzam się poddać. Nie teraz.
-O której jest następny lot do Polski? - tym razem zwróciłem się do kobiety z kasy biletowej. Po chwili otrzymałem odpowiedź...
-Najbliższy za 5 godzin - ja pierdole kurwa co?! No tona pewno jej nie znajdę.
-Lecisz ze mną? - ponownie zwróciłem się do loczka.
-Proszę dwa bilety - powiedział zielonooki do kobiety za ladą. Blondynka podała nam bilety, za które zapłaciliśmy. Tylko teraz czekaj sobie kurwa pięć godzin...
-Mam pomysł - zwróciłem się do swojego przyjaciela.
-Jaki? - sprawiał wrażenie zaciekawionego.
-Pójdę do jej ojca, on na pewno coś wie - przynajmniej mam taką nadzieję. Myślę, że przyszła się z nim pożegnać. On powinien wiedzieć, gdzie jest dokładnie.
-Dobra, masz na to pięć godzin. Ja tu poczekam. - uśmiechnąłem się z wdzięcznością.
-Niedługo wrócę - powiedziałem i chciałem udać się w stronę wyjścia.
-Niall? - ponownie usłyszałem głos Stylesa.
-Co? - zapytałem zdezorientowany.
-Tylko nie wpakuj się w jakieś gówno - skinąłem głową i opuściłem lotnisko.
*
Taksówka szybko zawiozła mnie pod znany mi bardzo dobrze budynek. Sam nie wiem ile czasu tu spędziłem. Bywałem tu często, ale nigdy dłużej niż 48 godzin. Zawsze miałem lepsze argumenty niż policja, dlatego musieli mnie wypuścić.Ale kiedy byłem tu ostatni raz? Nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Chyba jeszcze zanim poznałem Nicole... Stanąłem twarzą w twarz ze znajomym mi strażnikiem więziennym.
-Horan, stęskniłeś się za nami? - jest prawie zabawny.
-Robby, nawet nie wiesz jak bardzo. - odpowiedziałem złośliwie.
-Dawno Cie tu nie było. - ja pierdole, nie mam czasu z nim rozmawiać.
-To chyba dobrze... Dobra, otwieraj, idę do Blanck'a - nie będzie mnie wkurwiał jakiś strażnik. Wszyscy więźniowie mają z niego bekę. On nawet nie potrafi krzyknąć. Kto go tutaj zatrudnił?
-W jakiej sprawie? - a chuj go to obchodzi.
-Nie twojej. Otwieraj. - powiedziałem i zacząłem tupać nogą, bo wiem, że to go drażni.
-Mam prawo zadawać takie pytania. - od kiedy on jest taki upierdliwy?
-A ja mam prawo nie odpowiadać na takie pytania. - Robby zmarszczył brwi.
-A ja mam prawo Cię tam nie wpuścić. - zaraz na prawdę przybiję mu piątkę...w twarz...krzesłem.
-To się robi dziecinne. Otwieraj. - staram się opanować swoje nerwy, ale to nie takie proste.
-Mówisz po co do niego idziesz, albo żegnam. - dobra, jak chcesz.
-Idę po przepis na sernik. - kto powiedział, że muszę mówić prawdę?
-Co? - jego mina była bezcenna.
-To co słyszałeś, otwieraj. - teraz nie miał żadnych podstaw, żeby mi nie otworzyć.
-Tylko masz być grzeczny Horan. - czuję się jak w przedszkolu. Robby otworzył mi bramę więzienną, prowadzącą do cel i pokoju odwiedzin. Zająłem pierwsze krzesło, a zaraz potem przyprowadzono do mnie ojca Nicole.
-Dzień dobry... - zacząłem niepewnie. Czuję się przy nim sam na sam jakoś dziwnie.
-Dzień dobry Niall. Co ty tutaj robisz? - jego głos był bardzo podobny do mojego. Nie wiedział, jak ma się zachować.
-Myślę, że pan może mi pomóc. - stary Blanck uśmiechnął się, jakby wiedział o co mi chodzi.
-Chodzi o Nicole, prawda? - kurwa, dobry jest.
-Tak. - odpowiedziałem i westchnąłem.
-Wyjechała do Polski. - powiedział, a uśmiech nie schodził z jego ust. Nie wiem, czy jest tu coś, z czego można się cieszyć.
-Wiem, mam już kupione bilety. Lecę za - spojrzałem na zegarek - Lecę za 4 godziny i 5 minut.
-A wiesz, gdzie dokładnie jej szukać? - no chyba gdybym wiedział, to bym tutaj nie przyszedł.
-Nie... i dlatego tutaj jestem. - odpowiedziałem z lekkim zawahaniem.
-Zdajesz sobie sprawę, że ona nie chce z tobą rozmawiać? - pewnie, wszyscy mi to przypominajcie.
-Wiem, ale to nie tak...po prostu nie dała mi dokończyć tego, co chciałem jej powiedzieć - to było dziwne, zacząłem się jąkać i nie potrafiłem dobrać odpowiednich słów.
-Proszę - ojciec Nicole podał mi małą białą kartkę z dokładnym adresem. Chyba się mnie tutaj spodziewał .
-Dziękuję - odpowiedziałem z uśmiechem. Naszą rozmowę przerwał jeden ze strażników, tym razem Edward. On nie należy do tych najmilszych...
-Horan, idziesz ze mną - posrało ich dzisiaj wszystkich?
-Co ty pierdolisz? - przecież ja nic ostatnio nie zrobiłem.
-Jesteś podejrzany o handel narkotykami - ja pierdole, robi się coraz ciekawiej.
-Chyba wam się coś pomyliło - serio, niech mnie zatrzymują zawsze ale nie teraz. Za niecałe 4 godziny mam samolot.
-Posiedzisz 48 i wszytko sobie wyjaśnimy. - no chyba mają raka dupy.
-Nigdzie nie posiedzę, nic nie zrobiłem - tłumacz się, a oni i tak cię zatrzymają.
-Wyjaśnimy to sobie w pokoju przesłuchań. Teraz. - spojrzałem po raz ostatni spojrzałem na zmieszanego starego Blanck'a i poszedłem ze strażnikami.
-Horan, stęskniłeś się za nami? - jest prawie zabawny.
-Robby, nawet nie wiesz jak bardzo. - odpowiedziałem złośliwie.
-Dawno Cie tu nie było. - ja pierdole, nie mam czasu z nim rozmawiać.
-To chyba dobrze... Dobra, otwieraj, idę do Blanck'a - nie będzie mnie wkurwiał jakiś strażnik. Wszyscy więźniowie mają z niego bekę. On nawet nie potrafi krzyknąć. Kto go tutaj zatrudnił?
-W jakiej sprawie? - a chuj go to obchodzi.
-Nie twojej. Otwieraj. - powiedziałem i zacząłem tupać nogą, bo wiem, że to go drażni.
-Mam prawo zadawać takie pytania. - od kiedy on jest taki upierdliwy?
-A ja mam prawo nie odpowiadać na takie pytania. - Robby zmarszczył brwi.
-A ja mam prawo Cię tam nie wpuścić. - zaraz na prawdę przybiję mu piątkę...w twarz...krzesłem.
-To się robi dziecinne. Otwieraj. - staram się opanować swoje nerwy, ale to nie takie proste.
-Mówisz po co do niego idziesz, albo żegnam. - dobra, jak chcesz.
-Idę po przepis na sernik. - kto powiedział, że muszę mówić prawdę?
-Co? - jego mina była bezcenna.
-To co słyszałeś, otwieraj. - teraz nie miał żadnych podstaw, żeby mi nie otworzyć.
-Tylko masz być grzeczny Horan. - czuję się jak w przedszkolu. Robby otworzył mi bramę więzienną, prowadzącą do cel i pokoju odwiedzin. Zająłem pierwsze krzesło, a zaraz potem przyprowadzono do mnie ojca Nicole.
-Dzień dobry... - zacząłem niepewnie. Czuję się przy nim sam na sam jakoś dziwnie.
-Dzień dobry Niall. Co ty tutaj robisz? - jego głos był bardzo podobny do mojego. Nie wiedział, jak ma się zachować.
-Myślę, że pan może mi pomóc. - stary Blanck uśmiechnął się, jakby wiedział o co mi chodzi.
-Chodzi o Nicole, prawda? - kurwa, dobry jest.
-Tak. - odpowiedziałem i westchnąłem.
-Wyjechała do Polski. - powiedział, a uśmiech nie schodził z jego ust. Nie wiem, czy jest tu coś, z czego można się cieszyć.
-Wiem, mam już kupione bilety. Lecę za - spojrzałem na zegarek - Lecę za 4 godziny i 5 minut.
-A wiesz, gdzie dokładnie jej szukać? - no chyba gdybym wiedział, to bym tutaj nie przyszedł.
-Nie... i dlatego tutaj jestem. - odpowiedziałem z lekkim zawahaniem.
-Zdajesz sobie sprawę, że ona nie chce z tobą rozmawiać? - pewnie, wszyscy mi to przypominajcie.
-Wiem, ale to nie tak...po prostu nie dała mi dokończyć tego, co chciałem jej powiedzieć - to było dziwne, zacząłem się jąkać i nie potrafiłem dobrać odpowiednich słów.
-Proszę - ojciec Nicole podał mi małą białą kartkę z dokładnym adresem. Chyba się mnie tutaj spodziewał .
-Dziękuję - odpowiedziałem z uśmiechem. Naszą rozmowę przerwał jeden ze strażników, tym razem Edward. On nie należy do tych najmilszych...
-Horan, idziesz ze mną - posrało ich dzisiaj wszystkich?
-Co ty pierdolisz? - przecież ja nic ostatnio nie zrobiłem.
-Jesteś podejrzany o handel narkotykami - ja pierdole, robi się coraz ciekawiej.
-Chyba wam się coś pomyliło - serio, niech mnie zatrzymują zawsze ale nie teraz. Za niecałe 4 godziny mam samolot.
-Posiedzisz 48 i wszytko sobie wyjaśnimy. - no chyba mają raka dupy.
-Nigdzie nie posiedzę, nic nie zrobiłem - tłumacz się, a oni i tak cię zatrzymają.
-Wyjaśnimy to sobie w pokoju przesłuchań. Teraz. - spojrzałem po raz ostatni spojrzałem na zmieszanego starego Blanck'a i poszedłem ze strażnikami.
**
-Kurwa, kiedy to do ciebie dotrze, że nic nie zrobiłem?! - siedzę tu już godzinę, tłumaczę się i nic, kurwa nic. Nie mogę tu tyle siedzieć, bo spóźnię się na samolot.
-I tak posiedzisz 48, bo jakoś ci nie wierzę. Wiesz Horan, w sumie to może posiedzisz nawet dłużej. - szlak mnie trafi.
-Mam prawo zadzwonić. - powiedziałem gdy odrobinę ochłonąłem.
-Dzwoń, a ja zaraz wracam - Edward wyszedł na chwilę. Czym prędzej wykręciłem numer do Harry'ego.
"Siema strary"
"Siema, gdzie ty jesteś?"
"Na przesłuchaniu"
"W co ty się znowu wpakowałeś?"
"Oskarżają mnie o handel i na pewno nie wyjdę przez najbliższe 48"
"Ja pierdole, wiedziałem, że w coś się wpakujesz"
"Dam radę, tylko musimy przełożyć ten wyjazd"
"Zadzwonić do niej?"
"Nie! Muszę kończyć, widzimy się za 48"
Rozłączyłem się.
Nicole's POV
Po wejściu do mieszkania głęboko westchnęłam. Nie było mnie tu tyle lat, ale zupełnie nic się tu nie zmieniło. Te same stare meble, zasłony, pościel, ciągły ten sam rodzinny zapach. Brakuje tu tylko mojej rodziny. Usiadłam na starym fotelu mojej babci, delikatnie gładząc ręką oparcie. Brakowało mi tego. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk telefonu.
"Harry? Czego chcesz?"
"Niall jest w więzieniu, potrzebuje pomocy"
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć miśki <3
Wiem, że długo czekaliście na rozdział :c I że jest krótki. Przepraszam (znowu)
Tak, jestem beznadziejna, ale po prostu mam strasznie dużo nauki w gimnazjum i jeszcze jestem w rozszerzonej klasie. Obecnie jestem znowu chora, ale nie mogłam pozwolić na to, żebyście czekali dłużej :)
Kocham was i dziękuję za cierpliwość, ponad 62 tysiące wyświetleń i wszystkie miłe komentarze. One bardzo motywują xx
Do następnego <3
@Niall_potato69